Wiecie jak to jest: znacie coś z nazwy, może to widzieliście np. w telewizji i tyle. U mnie tak było z ciastem filo. Wiedziałam, że istnieje – kropka. Aż tu pewnego dnia Teściowa mówi do mnie:
– Słuchaj, a może spróbowałybyśmy coś z tego wyczarować??!
i pokazuje mi owo ciasto filo. Dla niewtajemniczonych, chciałam wyjaśnić, że ciasto filo to tradycyjna potrawa grecka, przygotowana z mąki, wody, małej ilości oliwy, ewentualnie białego octu. Dla mnie był to szok. Byłam przekonana, że to ciasto ryżowe. Przynajmniej za tym przemawiał jego wygląd, a to cud z pszenicy. No proszę… Ciasto po prawidłowym rozwałkowaniu robi się niemal przeźroczyste. W sklepach można kupić gotowe ciasto filo, dostępne jest w formie rolki zwiniętej z cienkich plastrów.
Wracając do przepisu – z ciasta filo można zrobić absolutnie wszystko, albowiem to co się do niego wkłada, nadaje właściwy smak. Ciasto, samo z siebie nie smakuje niczym, no może trochę masłem, którym smaruje się każdy z plastrów ciasta (w naszym przypadku osiem sztuk). Poza tym, przed i po upieczeniu, wygląda jak papier do pieczenia – albo jasny albo brązowy.
Z recenzji rodziny:
- Syn – półtora roku – był zachwycony, chrupał jak złoto
- Mąż – niemal odmówił współpracy
- Ja i teściowa – zachwycałyśmy się formą ciasta i smakiem farszu 🙂
Ciasto filo polecam zwłaszcza jako formę do czegoś, co samo, nie chce jej trzymać. Wysusza się fantastycznie, tworząc elegancki, sztywny szkielet, bazę dla naszej farszowej wyobraźni.
A&M